Dom na wrzosowej polanie
Dom na górskiej polanie, schowany przed światem, otoczony polem wrzosów. Z niego cudowny widok na górskie pasma i dogodny dojazd do miasta. Któż nie chciałby w takim zamieszkać?
Bohaterka najnowszej książki Haliny Kowalczuk Dom na wrzosowej polanie (Wydawnictwo Lucky) nawet nie marzyła, że zamieszka na Podhalu. Alina Sandor jest profesorem archeologii na warszawskiej uczelni i wiedzie spokojne życie u boku męża- również archeologa. Co prawda ostatnio stosunki pomiędzy nimi są chłodniejsze, ale kobieta zrzuca to na przepracowanie. W okresie wakacyjnym planowane są dwa duże projekty wykopaliskowe, małżonkowie muszą więc się rozdzielić, chociaż zawsze jeździli razem. Gdy kilka dni Radosław nie daje znaku życia, Alina postanawia odwiedzić męża w obozie. Okazuje się, że mężczyzna ma kochankę. Nawet dwie i z jedną zdążył się już zaręczyć! Pani archeolog odkrywa prawdziwe oblicze swojego niewiernego męża, a jego nowa kochanka, która ma tatusia w ministerstwie, "załatwia" jej przymusowe przeniesie na Uniwersytet Jagielloński, byle dalej od Radosława. Alina na szczęście ma gdzie zamieszkać, bo dostaję ofertę tymczasowego zajęcia domku pewnego podróżnika, w miejscowości o urokliwej nazwie Bystry Potok- w samym sercu Podhala.
To idealna lektura na wakacje. Lekka, zabawna, kobieca i tajmenicza. Ze szczyptą magiii. Miłosne perypetie Aliny przeplatają się tu z górskimi legendami i opisami sielskich widoków. Lekkie pióro autorki, które maluje słowem plastyczne obrazy górskiej okolicy, pozwalają wyobrazić sobie tę cudowną, wrzosową polanę.
Niezwykłe legendy o górach, magiczne postaci i wilki intrygują czytelnika, wciągają w tę troszkę baśniową opowieść. Jednego jednak nie mogę autorce wybaczyć. Swoją opowieść umieściła niedaleko Krakowa, na Podhalu. Opowiada o widoku na Giewont, a za chwilę wspomina o... Śnieżce! Wśród legend o wilkach, tajemniczej starszuce, znajdziemy też legendę o Liczyrzepie, panu Karkonoszy. Autorka niestety pomyliła dwa pasma góskie- Karpaty i Karkonosze. Karpaty to ogromny łańcuch górski, w skład którego wchodzą m.in. Tatry. Natomiast Karkonosze są najwyższym pasmem góskim Sudetów i stamtąd właśnie pochodzi legenda o Liczyrzepie, a najwyższym szytem jest Śnieżka (okolice Karpacza). Trochę dziwię się, jak taki błąd przeszedł redakcję.
Pomijając jednak tę małą wpadkę, to lektura idealnie nadaje się na letni relaks. Uwodzi, czaruje widokami i pozwala oderwać się od rzeczywistego świata. Dom na wrzosowej polanie jest miejscem, które warto odwiedzić.
Książka wydaję się fajna, taka ciepła i luźna. Kiedyś po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńRównież niedawno recenzowałam tę książkę. Choć trochę zbyt cukierkowa, to jednak mi się podobała. Szybko się czyta i można przy niej odpocząć. A tego błędu przyznam, że nie zauważyłam, jedyne błędy jakie mnie denerwowały to liczne literówki.
OdpowiedzUsuńLubie takie lekkie kobiece książki,które dobrze się czyta.;-)
OdpowiedzUsuńPiękny tytuł :)
OdpowiedzUsuńSłuchaj, to nie jest mała wpadka, to jest wielka wpada! Też się dziwię, jakim cudem to przeszło.
OdpowiedzUsuńOtoczenie Podhala mnie przekonuje ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się na nią skuszę w ramach relaksu.
OdpowiedzUsuńZachęcona od pierwszego zdania. Lubię takie klimaty i krajobrazy w opowieściach.
OdpowiedzUsuńMyślę, że może mi się spodobac. Książka dla mnie ;-) super recenzja
OdpowiedzUsuńLektura idealna na lato :)
OdpowiedzUsuń