×

Nasz czerwiec i lipiec. Moi ulubieńcy.

Zbieram się i zbieram, żeby coś napisać. Nikt mnie nie goni, ale ja już sama sobie wymyślam wymówki. Bo upał i za gorąco. Bo w pracy siedzę osiem godzin przy komputerze, więc w domu już nie powinnam. Bo lato i trzeba korzystać. Tak sobie tłumaczę mój pisarski kryzys. Przeszło mi nawet przez głowę, żeby zawiesić działalność bloga, ale była to jedna głupia myśl. Przecież to pisanie tak uzależnia! Usprawiedliwiam się więc przed samą sobą i Wami, bo mam wyrzuty sumienia, że tak mnie mało. A wiecie: o swoje miejsce w wirtualnym świecie trzeba walczyć, rozpychać się nogami i rękami, selfikami, filmikami i fotami. Ja chyba jednak nie umiem, więc boguję w swoim własnym rytmie, przestając już liczyć lajki, a robiąc to dla przyjemności. A dziś uchwyciłam wenę i wielka kumulacja: podsumowanie czerwca i lipca.

Gorrrrąco!
Te miesiące były naprawdę gorące, nie tylko ze względu na pogodę. Po prostu dużo się działo, chociaż zdarzały się i leniwe nudne dni, ale rzadko. 
Czerwiec zaczął się Dniem Dziecka i długim weekendem. Polki miało nie być, miała wyjechać z ciocą, ale niestety sytuacja losowa sprawiła, że zlądowali u babci na działce. Więc zaczęlismy sezon basenowy. Dzieciaki uwielbiają jeździć na działkę i kąpiele, trudno ich wyciągnąć z wody. A i my z M lubimy w upalny dzień trochę się schłodzić, szczególnie, że w zeszłe lato nie było do tego okazji. Szczerze mówiąc, wolimy jechać na nasze RODOs, gdzie cisza i spokój, niż w tłum nad jezioro. 
Kiedy zaś utknęliśmy w domu, bo tata w pracy- wyciągnęłam starą metalową balię i dzieciaki pluskały się w niej na balkonie. Nawet sama do niej weszłam!

Pogoda sprzyjała też wielkiej akcji ODPIELUCHOWANIE. Bałam się tego bardzo, ponieważ z Polką męczyliśmy się wtedy całe lato, a słyszałam, że z chłopcami jest trudniej, szczególnie w nocy. Chyba kwestia nastawienia rodzica i wyczucia, kiedy dziecko jest na to gotowe. Odpieluchowanie Emila trwało kilka dni. Nawet w nocy już nie używa pieluch. Tu przydarzyła nam się identyczna sytuacja jak z Polką- zapomieliśmy ich kupić. Nikomu nie chciało  się wieczorem iść do sklepu. Rano okazało się, że wpadki nie było i tak już zostało. Cieszę się, że tak szybko to poszło. Emil gotowy na pójście do przedszkola. 

W czerwcu wyrwaliśmy się z M z domu. Po raz kolejny, sami bez dzieci. Zabrałam męża na SeeBloggers (o samym wydarzeniu poniżej), a przy okazji pozwiedzaliśmy Łódź. Początkowo byłam zawiedziona, że przenieśli nam imprezę z Gdyni do Łodzi. Morza mi było żal, bo tam to przecież nawet żadnej rzeki nie ma. Okazało się, że nie taka straszna Łódź, jak ją malują i odczarowaliśmy to miasto. Chętnie wrócimy tam za rok, bo zostało nam jeszcze sporo do zobaczenia. 

Pisałam już, że planujemy remont i pokazywałam projekt naszej salonokuchni. To się dzieje! W końcu zaczęliśmy remont. W czerwcu zamówiliśmy nowe okno, które na sam koniec lipca nam zamontowano. Jeszcze parapety i będę miała swoje wymarzone siedzisko, wyłożone poduchami. Miejsce do czytania książek i rozpływania się w marzeniach. Samego remontu nie zaczęliśmy jeszcze, ale mamy na to czas do października, bo 1 sierpnia zamówiliśmy nową kuchnię, montaż ma być za dwa miesiące, więc nie zostało nam zbyt dużo czasu na ogarnięcie ścian i podłogi. Mam nadzieję, że do zimy się z tym uporamy, bo u nas tempo remontów i wykańczania wnętrz, to średnio rok :)

Nie mogliśmy sobie też odpuścić jedynego takiego wydarzenia w tym stuleciu, czyli zaćmienia książyca. Wyjechaliśmy za miasto, na polną drogę i czekaliśmy. Oczywiście w kulminacyjnym momencie przyszło zachmurzenie, ale na koniec było je widać już całkiem wyraźnie. Najbardziej jednak rzucała się w oczy czerwona poświata, którą dawał zbliżony Mars. Niezwykły, magiczny wieczór.

Książkowo: Z dziećmi
Z okazji czerwcowej Nocy Bibliotek, zorganizowano u nas w mieście Grę Miejską. Udział mogły wziąć 2-3 osobowe drużyny. Było ich chyba dziewięć, głównie rodzice z dziećmi. My wystartowałyśmy we dwie, z Polką. Zabawa polegała na tym, by chodzić od biblioteki do biblioteki (w zabawie wzięły udział trzy biblioteki szkolne i filia pedagogicznej), gdzie czekały na nas zadania. Każde rozwiązane zadanie dawało element głównego hasała. Gra kończyła się w bibliotece miejskiej w Szamotułach, a właściwie w Lipcach, bo na ten wieczór właśnie w miejsce rodem z Chłopów Reymonta zamieniła się nasza biblioteka. Tu czekały na nas kolejne zabawy i konkursy, ale także wiejska karczma, w której posilić się można było chlebem ze smalcem czy domowym ciastem. W Izbie Dominikowej wycinano serwetki, a na jarmarku tworzono biżuterię z drewnianych koralików. Pośród czytelników krążyli Jankiel, Maciej Boryna, Jagna czy Hanka. Fotorelację z wydarzenia możecie zobaczyć tutaj.  

Początek czerwca to także kolejny Ogólnopolski Tydzień Czytania Dzieciom, więc z tej okazji zaproponowałam Wam świetne nowości od Wydawnictwa Skrzat. Czytacie swoim Maluchom?

Kosmetycznie: Organicznie i ochronnie
Moja miłość do naturalnych kosmetyków trwa. Ostatnio pokazywałam Wam kosmetyki z Rosji, dziś polecam markę, która produkuje w Estonii, czyli organic shop. Aktualnie używam scrubu do ciała z ekstraktem malinowym, masłem shea i trzciną cukrową- cudownie pachnie, świetnie wygładza skórę i doskonale ją nawliża. Do tego ma 99,54% naturalnych składników i świetną cenę. Do kąpieli zaś dodaję antystresowej piany z orchideą i olejkiem szałwii (tu 98% składników naturalnych!)- to dopiero przyjemność. Nikt nie powinien się dziwić, że gdy idę się kąpać, to znikam za drzwi łazienki, z książką w ręku, na co najmniej godzinę.

Skoro lubię wszystko, co naturalne, to praktycznie się nie maluję. Używam jednie kremu CC i tuszu do rzęs. I długo szukałam takiego, który będzie w przystępnej cenie, a nie będzie się osypywał. Niestety wypróbowałam wiele i każdy dzień kończyłam z oczami niczym panda, rozmazując jeszcze bardziej resztki tuszu przy demakijażu. Jednak w mojej ulubionej drogerii skusiłam się na Loreal Volume Million Lashes So Couture i to był strzał w dziesiątkę. Ma gumową szczoteczkę, rzęsy się nie sklejają (a zawsze miałąm z tym problem), są naprawdę wydłużone i pogrubione, a co najważniejsze- nie osypuje się i nie rozmazuje przy demakijażu. Tusz do rzęs idealny. Wcale nie kosztuje majątku, tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać. W Rossmanie jego cena to 63,99 zł (obecnie w promocji 41,99 zł), a ja kupiłam za 29,99 zł i to jego stała cena! Gdzie? W drogerii internetowej ekobieca. Naprawdę polecam robienie tam zakupów, bo jest bardzo tanio, naprawdę duży wybór i kosmetyków pielęgnacyjnych, i kolorowych i chemii domowej. Raj dla kochających kosmetyki naturalne. Szybka wysyłka i miła obsługa, bo jeśli nie mieli na stanie jakiegoś zamówionego przeze mnie produktu, to dzwonili z propozycją innego. 

Kosmetycznie chroniliśmy się przede wszystkim przed słońcem. Moje tegoroczne odkrycie to kosmetyki Garnier Ambre Solaire, a w szczególności UV Water. Przy takich upałach nie ma się ochoty na smarowanie ciężkimi kremami czy tłustymi olejkami, a ta woda naprawdę jest lekka jak... woda! Nietłusta, lekka i rewelacyjnie się wchłania. I oczywiście zapewnia ochronę przed promieniami UV. Chyba na dłużej zagości w mojej kosmetyczce. Ganier w linii Ambre Solaire ma także kosmetyki dla dzieci z wysokimi filtrami oraz produkty po opalaniu. 

Muzycznie: Marzenie spełnione
Moim marzeniem było pojechać na Męskie Granie. Nigdy nie byłam, a w tym roku pasował nam termin i powiedziałam mężowi: Musimy tam być! Przecież hit tego lata Początek, w doskonałym wykonaniu Trio Zalewski, Podsiadło i Kortez wciąż za mną chodzi. Poznań miał najlepszy skład na koncerty, w programie byli tegoroczni trzej muszkieterowie plus Coma, Fisz Emade Tworzywo i Pogodno. Czegoś takiego nie można było przegpić. Jednak spełnienie marzenia okazało się ciut trudniejsze niż by się wydawało. Chętnych na bilety było tak wielu, że przy pierwszej próbie sprzedaży padły serwery. Na szczęście udało się w drugiej turze i 14 lipca pojawiliśmy się na poznańskiej Cytadeli, by z kilutysięcznym tłumem dobrze się bawić. Wyciagnęłam M pod scenę, tańczyliśmy i śpiewaliśmy. Uwielbiam koncerty plenerowe. Za rok musimy to powtórzyć. 

Filmowo: Lekko, poważnie i w serii
M jest fanem Gwiezdnych Wojen. Muszę przynać, że ja widziałam tylko część pierwszą, więc jak on coś do mnie mówi na ten temat, to jakby mówił po chińsku. Nie łapię się w tym kompletnie. Dałam się jednak namówić na wypad do kina na Hana Solo. Podobało mi się! To historia młodego Hana, który ucieka z planety Corellia, jednak nie udaje się to jego ukochanej. Wkrótce dołącza do grona przemytników. 
Jeżeli, tak jak ja, nie wiecie o co chodzi w tych cąłych Gwiezdnych Wojnach, możecie spokojnie obejrzeć ten film. To zupełnie osobna historia. 

Moją mamę zabrałam na bardziej wymagający seans. Zupełnie nie wiedziałam o czym będzie film, ale skusiły mnie nazwiska: Kot, Kulesza i Kulig, chociaż za tą ostatnią raczej nie przepadam. Zimna wojna Pawlikowskiego, to jeden z tych filmów, po których na sali kinowej zapada cisza. Skomplikowana historia miłosna, dwoje ludzi na tle lat 50. i zimnej wojny. Czarno-biały obraz, oszczędny w słowa, bogaty w ludowe dźwięki. Piękny, ale tragiczny film. 

Przez ostatnie dwa miesiące nadrabiałam też seriale. Wróciły z nowymi sezonami dwa moje ulubione: Younger oraz The Bold Type. Każdego tygodnia czekam na nowy odcinek. Z kolei maraton zrobiłam sobie z polskimi serialami. Oczarowana Łodzią, sięgnęłam po serię, którą kręcono właśnie w tym mieście. No dobra, jeszcze ze względu na przystojniaka Fabijańskiego: obejrzała pierwszy sezon kryminalnego Ultravioletu. Główna bohaterka, Ola Serafin, wraca po rozstaniu z mężem, z Anglii do Polski. Zamieszkuje z matką. Kilka lat temu kobiety przeżyły dramatyczną śmierć brata, którego zabiła (w obronie własnej) jego żona. Ola nie wierzy w taką wersję wydarzeń. W Łodzi pracuje jako przewoźnik, pewnego dnia jest świadkiem "samobójstwa" dziewczny, która rzuca się z wiaduktu. Kobieta jednak nie wierzy, że tamta zrobiła to sama, bo widziała kogoś na górze. Nawiązuje kontakt z grupą amatorów rozwiązującą zagadki kryminalne- Ultravioletem oraz z policjantem- Michałem Holendrem. 
Drugim serialem, w którym miałam zaległości była tvnowa Diagnoza. Połknęłam cały drugi sezon w kilka dni i doszłam do wniosku, że seriale świetnie się ogląda podczas prasowania. 

Blogowo: Recenzje, rozważania i relacje
W czerwcu i lipcu najchętniej czytaliście... recenzje. Mówię tu o nowych postach, bo ze starych rekordy popularności bije ten o truskawkowej farmie i poradniki typu Gdzie zjeść w Świnoujściu czy Szklarskiej- po statystykach widzę, że są wakacje ;) 
Was natomiast zainteresowały ostatnio klocki megnetyczne Magformers oraz książeczki od Wydawnictwa Skrzat. Chętnie oglądaliście moje remontowe plany, a także refleksje na temat tego, czy robić sobie wakacje bez dzieci. 
Równie chętnie czytaliście naszą relację z Łodzi. Na SeeBloggers byłam już po raz czwarty, ale, jak wspominałam, po raz pierwszy impreza odbywała się w mieście Tuwima. To dopiero była impreza z rozmachem. W EC1 całą wielką salę przeznaczono na strefę marek. Takie trochę targi dla blogerów. Zajrzałam tylko na niektóre stoiska, bo chcąc uczestniczyć w warsztatach, nie dało się obejść wszystkiego. Świetne stoiska miała NaturaSiberica, Lego czy Olympus. Jednak nalepsze w SeeBloggers jest to, że można się czegoś nauczyć. Byłam zapisana na cztery warsztaty, a wzięłam udział w sześciu. Najlepsze i najbardziej wartościowe, już po raz kolejny, były te sponsorowane przez markę AccorHotels. W tym roku Krzysztof Czeczot opowiadał o tym jak przejść z bloga na vlog (ja nadal się waham). Marka znów ogłosiła konkurs, tym razem na relację z owych warsztatów i po raz drugi wygrałam! Mogliśmy wybrać dowolny hotel w Polsce na weekendowy pobyt, ale w dobre miejsca się wraca i pod koniec sierpnia jedziemy do Krakowa. Moją relację z warsztatów przeczytacie tutaj. 
Marzył mi się też las w słoiku. Na stoisku NaturaSiberica dostałam informację, że będą takie robione na ich warsztatach. Nie byłam na nie zapisana, ale że ktoś nie przyszedł, to ja mogłam z nich skorzystać. I była to świetna zabawa. Moja roślinka nadal żyje (a jestem morderczynią roślin), mam ochotę zrobić kolejne. 
Było też spotkanie z Maciejem Orłosiem, marką Olympus, posłuchałam o Szwecji i o trendach w aranżacji wnętrz, Na scenę główną nie dotarłam, wychodząc z założenia, że pewnie i tak relacje z niej zostaną gdzieś udostępnione. Poza tym masa spotkań i ploteczek, szybkie rozmowy, przelotne poiwtania. M był naprawdę zdziwiony ile osób z blogerskiego świata znam. A właśnie: M po raz pierwszy był tam ze mną jako uczestnik. Jest w końcu nadwornym fotografem naszej rodziny, czesto konsultuję z nim posty, więc uznałam, że po części to też jego dzieło. 
To były dwa dni pełne spotkań i wiedzy. Za to kocham SeeBloggers.

Ależ się rozpisałam! Jak sami widzicie, było naprawdę gorrrąco i intensywnie. Nic więc dziwnego, że w wirtualnym świecie jest mnie trochę mniej. Korzystam z uroków lata, bo jesień już za progiem, zaraz zacznie zamykać nas w domach. Mam nadzieję wybaczycie nam tę chwilową nieobecność, uwlnicie od wyrzutów sumienia i po prostu nadal będziecie do nas zaglądać. Bo znów będę miała dużo do opowiedzenia...

7 komentarzy:

  1. wow- faktycznie gorący i bardzo intensywny czas u Ciebie ostatnio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sporo się u Was działo, mieliście naprawdę intebsywny czas - a ja znalazłam w tym poście całe mnóstwo inspiracji, które muszę wcielić w życie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo się u Was działo jak widzę :-) A ta kąpiel w bali świetny pomysł!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Łódź, moje miasto, dało się odczarować, naprawdę nie jest takie złe i wiele się w nim dzieje. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sporo się działo 🤗 zazdroszczę męskiego grania 🤗 zawsze mi nie po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale duzo się u Was działo! Nasz okres nie był aż tak intensywny. Wszystko przyćmił mój powrót do pracy. Chociaż nie żałuje ze już wróciłam. Odpoczywam teraz psychicznie od tego domowego zgiełku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pomysł z balią na balkonie wymiata :)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami swoją opinią :)

Copyright © domatorka.blog , Blogger