×

Slow life, czyli zwolniłam i dobrze mi z tym


Sceptycznie podchodziłam do tej książki, w sumie jak do każdego poradnika. Nie lubię, gdy ktoś mi mówi jak mam żyć, a do tego ten ktoś zazwyczaj mieszka w innej rzeczywistości niż ja, ma inną sytuację zawodową, finansową czy rodzinną. Po prostu wg mnie nie ma prawd uniwersalnych i naprawdę rzadko zaglądam do poradników. Czasem jednak odnajduję siebie na tych zapisanych kartach i tak było w przypadku Slow life.

Nic się jednak nie wydarzy, jeśli będziemy siedzieć, czekać i narzekać, że nie możemy "odnaleźć tej jednej rzeczy". Najbardziej ryzykujesz, nie robiąc nic. Próbuj nowych rzeczy. Testuj marzenia. (str.29)

Książka pojawiła się u mnie za sprawą udziału w booktourze (to mój drugi raz, gdy biorę w czymś takim udział) na facebookowej grupie książkowej Przeczytaj&Podaj dalej, a udostępniona została przez Kasię Berską z yellowpear.pl. Listonosz przyniósł mi paczuszkę na początku lipca, ale w miesiącu tym odpoczywałam nieco od lektur, przejrzałam kilka stron książki Joanny Glogazy i pomyślałam, że to nie dla mnie, że będę czytać tę pozycję naprawdę slow.

O samej autorce nie wiedziałam nic. Nie zaglądałam nigdy wcześniej na jej blog, ani nie czytałam wcześniejszej publikacji- Slow fashion. A to dziewczyna, która najpierw ograniczyła ilość rzeczy w swojej szafie, a później ilość spraw, które ją zajmują. Od 2008 roku prowadzi blog (początkowo modowy), posiada też własną markę odzieżową.
Nie miałam też pojecia o co chodzi w tym całym zwolnieniu, minimaliźmie. Pierwszy rozdział, krzyczący do mnie tytułem Slow life to nie moda, to konieczność, zupełnie zniechęcił mnie do dalszej lektury. Ja po prostu nie lubię czegoś musieć! Ale przemogłam się, po kilku dniach znów sięgnęłam po książkę. I przepadłam.

Sztuka dobrego życia to nie tylko mówienie "tak" pracy, któa ma dla nas znaczenie i daje nam satysfakcję, wartościowym relacjom z przyjaciółmi i rodziną czy dobrej zabawie i autentycznemu odpoczynkowi. To przede wszystkim mówienie "nie" temu wszystkiemu, co nas rozprasza i odciąga od wyznaczonych celów. (str.84)

Joanna prowadzi nas w swojej książce przez kolejne etapy życiowego biegu, ale jej celem nie jest dopingowanie nas byśmy byli coraz szybsi, ale byśmy zwolnili i czerpali z tego biegu przyjemność. Tylko najpierw musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę lubimy robić. Powinniśmy także umieć zorganizować swoją pracę, tak by znaleźć czas na odpoczynek i zabawę, a w tym wszystkim nie zapomnieć o relacjach z innymi ludźmi. Skomplikowane? Wcale takie nie jest, gdy pozwolimy sobie na trochę zdroworozsądkowego egoizmu. 

Nie żyjemy po to, by zaspokajać oczekiwania innych- nawet bliskich "innych". (str.104)

Nie będę przytaczać Wam tu sposobów na to, jak zwolnić, jak poukładać swoje życie- to wszystko znajdziecie w tej książce. Przeczytacie o drodze, jaką przebyła Joanna Glogaza by w pełni czerpać przyjemność z każdego dnia, by nie gonić za czymś co ma nadejść, ale rozkoszować się chwilą obecną. W książce są liczne przykłady i ćwiczenia, które mają nam pomóc poznać swoje potrzeby i ułatwić znalezienie właściwej drogi. Autorka zamieściła tu także cztery wywiady z osobami, które potrafią się cieszyć ze swojego slow life.

Mnie ta książka uświadomiła, że ja właściwie nigdzie nie pędzę, że ideę zwolnionego życia wprowadziłam już dawno, tylko ani nie byłam tego świadoma, ani nie byłam zadowolona z tego stanu rzeczy, bo zwyczajnie go nie doceniałam. Trochę wstydziłam się swoich decyzji, że nie kontynuowałam studiów, nie gonię za "poważną" pracą w wielkim mieście i nie zależy mi na nowym, własnym mieszkaniu na kredyt, a remontuję część starego domu mojej mamy. Ale Joanna Glogaza w swojej książce uświadomiła mi, że przecież ja tego wszystkiego nie chcę, a każdy człowiek ma inną miarę sukcesu, ja nie żyję dla innych, tylko dla siebie. I moim sukcesem jest, że mam wspaniałą rodzinę, mieszkam w mieście, które kocham, a z mojego balkonu mam cudowny widok na park i nawet gdybym miała okazję kupić mieszkanie (a już rozważaliśmy, bardzo niechętnie, taką opcję), to chyba żal by mi było się wyprowadzić, że mam czas usiąść z książką na tym cudownym balkonie i rozkoszować się gorącą kawą. I to codziennie. Bo umiem poustawiać sobie swoje priorytety (i naprawdę nie lubię sprzątać, więc robię to tylko gdy naprawdę muszę). To jest mój osobisty sukces i powszechne oczekiwania co do tego słowa, wcale mi go nie zabiorą. 

Często na coś czekałam, na wiosnę, na lato, czując, że żyję w zawieszeniu, w wiecznym rozmemłaniu. Wyznaczałam sobie jakiś czas na pukładanie rzeczy, że wezmę się za jakąś sprawę, gdy tylko uporządkuję inne, a tak naprawdę nigdy tego nie robiłam. Czekałam nie wiadomo na co, na jakieś wydarzenie, a może cud, który odmieni moje życie. I ta książka je odmieniła- uświadomiła, że nie mam na co czekać, tylko żyć tak jak żyłam dotychczas, ale będąc świadomą, że przecież to lubię. 

Ta książka pozwoliła mi zrozumieć, że nie jest źle pracować w malutkim sklepie za niewielkie pieniądze, jeśli tylko ja się z tym dobrze czuję i pozwala mi to mieć czas na inne przyjemności. Czas, którego nie zmarnowałabym na dojazd do dużego miasta. Że warto jest próbować, szukać tego, co sprawi nam przyjemność, że podejmowanie rozmaitych prac nie jest dziwactwem, a poszukiwaniem tej idealnej. 

Nie ma takich pieniędzy, za które mogłabyś kupić zniecierpliwiony dotyk psiego nosa, kiedy sznurujesz buty, filiżankę gorącej herbaty po spacerze w mroźny poranek albo zapach ściółki w lesie. Zamiast żyć w zawieszeniu i oczekiwaniu na wielkie wydarzenia- ślub, zmianę pracy, kupno mieszkania- ucz się doceniać małe przyjemności. (str.169)

Wczoraj odprowadzałam Polkę do przedszkola, jak zawsze ją pośpieszając, by przebrała już paputki, bym mogła pójść z nią do sali, dać buziaka, przytulasa (ona uwielbia przedłużać tę chwilę), a nagle wpadła jakaś mama z córką, zostawiła ją tylko na ławce i nawet nie czekając, nie odprowadzając do sali, wołając tylko, że jest już spóźniona, zostawiła smutną trochę dziewczynkę na korytarzu. Doceniłam, to że nie muszę się spieszyć, że nie zostawię nigdy smutnej Polki w szatni, już jej nie pospieszałam.

Nie jestem też wybitnym blogerem. I nigdy nie będę, bo nie żyję szybko, nie relacjonuję nic na żywo i nadal podchodzę z rezerwą do, jakże modnego teraz, Instastories. Zazwyczaj nawet zapominam wyjąć telefon, nie mówiąc już o wrzucaniu co chwila i na bieżąco, zdjęć czy filmików. Gdy gdzieś jedziemy, coś zwiedzamy, czy nawet podczas cudownej codzienności, gdy coś po prostu się dzieje, to chłonę to w 100% starając się przeżywac to tu i teraz. Owszem, robię zdjęcia, bo to uwielbiam, ale rzadko mi się zdarza ntychmiast dzielić się tą chwilą z całym światem. Niech chwilę będzie ona moja, a czesto dopiero wieczorem, na spokojnie pokazuję Wam gdzie byliśmy i co robiliśmy. Nie musicie przeżywać życia ze mną i za mnie, nie musicie być ze mną 24 godziny na dobę, a piękne zdjęcie nie straci swojego uroku, jeżeli opublikuję je kilka godzin później. 

Pojechaliśmy z M na skraj miasta. Zrobić zdjęcia do jednego postu, ale że nie lubię takich pozowanych, a najbardziej te naturalne, podczas spaceru, więc po prostu szliśmy. Rozmawialiśmy, nigdzie się nie spiesząc, a zdjęcia robiły się same. Żadne z nas nie wyjęło telefonu. Po prostu byliśmy razem. Usiedliśmy, obejrzeliśmy zachód słońca, rozmawialiśmy tak, jak często nie mamy czasu. Nie o tym co trzeba zrobić, które dziecko położyć spać, czy co było w pracy. Mówiliśmy o tym, co nas zachwyca, opowiadaliśmy wspomnienia, tworzyliśmy je w tamtej chwili. Byliśmy razem. Tu i teraz. 

Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne, ale i otrzeźwiające- nie żyjesz w międzyczasie, okresy przejściowe nie istnieją, życia nie można odwiesić na kołek. Toczy się tu i teraz. (str.206)

Zwolniłam. Blogowo i zawodowo. Dobrze mi z tym. Czekają mnie wkrótce zmiany, czasem niestety człowiek jest do nich zmuszony, ale i wtedy nie chcę się nigdzie spieszyć. Żyć w zgodzie ze sobą, w swoim rytmie, dla siebie. Jeżeli i Wy tak chcecie, albo potrzebujecie to sobie uświadomić, powiem Wam- Slow life to nie moda, to konieczność! Przeczytajcie.

* zdjęcia, oprócz tych książkowych oczywiście, pochodzą właśnie z naszego spaceru z M.

15 komentarzy:

  1. Życie jest zbyt krótkie czekać tylko na wielkie radości

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem dopiero na etapie zwalniania i zapoznawania się z tą ideą. Dotychczas moje życie pędziło, byłam w ciągłym biegu, ciągle chciałam więcej, chłonąć jak gąbka każdą chwilę. Dopiero gdy złamałam nogę i przymusowo zwolniłam - dało mi to do myślenia. O książce i blogu słyszę po raz pierwszy, ale chętnie się zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem przypadkiem coś nas zmusza do zwolnienia i wychodzi nam to na dobre :)

      Usuń
  3. Już wcześniej myślałam o tej książce, ale ponieważ wydaje mi się, że potrafię żyć slow to do tej pory jej nie kupiłam. Niemniej jest ciągle na mojej liście życzeń. To tak jak z książką hygge, sama w sobie mi się nie podobała, drugi raz bym jej nie kupiła, ale dała mi możliwość zajrzenia wgłąb siebie, zastanowienia się, co mi sprawia przyjemność na co dzień, co jest moim hygge.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hygge to raczej takie albumy, a ta książka pełna jest wartościowego tekstu :)

      Usuń
  4. Ja nigdy nie wrzucam na instagram zdjęć na bieżąco. Z reguły nie mam przy sobie aparatu i zdjęcia pstrykam tylko telefonem, ale dopiero gdy mam chwilę już w domu, to wrzucam. Na instastories nie trzeba wrzucać na bieżąco, można z ostatnich 24h zdjęcia czy filmiki, także można spokojnie wieczorem i tam nadrabiać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie lubie biegu, żyłam w biegu nim urodziłam córkę. Teraz jest mi lepiej, choć brakuje czasem wyjścia do ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim wielkim problemem jest to, ze wszedzie sie spiesze. A to chlopcow zawiezc do szkoly,potem szybko zakupy, lunch, zrobic obiad, odebrac chlopcow , podac obiad I isc do pracy, a I tam trzeba sie spieszyc, a do domu oczywiscie szybko wracac zeby szybko polozyc sie spac,bo czeka mnie intensywny dzien. Musze zwolnic, ale nie potrafie. Wiem , ze to bardzo wazne dlatego postanawiam sie poprawic :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę tego pośpiechu. Przez to jestem nerwowa.

      Usuń
  7. Zachęciłaś mnie ;) Już kiedyś myślałam o tej książce, ale w ciągłym biegu i na książkę brakuje czasu... haha :) To jest naprawdę szczytna idea, ale czasem po prostu trudno: dom, praca, dziecko - dla wielu osób 24 godzin to za mało... więc pędzimy by zdążyć i bynajmniej nie dlatego, że chwile nie cieszą, ale gonimy te chwile.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami swoją opinią :)

Copyright © domatorka.blog , Blogger