×

#myfirst7jobs, czyli kobieta pracująca


W ostatnich dniach szaleje po sieci hasztag #myfirst7jobs. Pomysł wspomnienia swoich pierwszych siedmiu miejsc pracy bardzo mi się spodobał, bo... pracuję od zawsze. Od dziecka kombinowałam jak zarobić na "dropsy", "waciki", czy inne cuda. Ale od początku...

W zakładzie...
Moi rodzice prowadzili zakład fotograficzny (tak zawsze o nim mówiliśmy, nigdy sklep czy inaczej), przejęty wcześniej przez moją mamę po dziadku. I tam, już jako 12-13 latka (i poźniej gdy była potrzeba), w czasie wakacji, kiedy jeden z pracowników brał urlop, przesiadywałam ja. Stałam za kasą, obsługiwałam klientów, robiłam ksero, wykładałam towar. Za marne grosze, ale na kieszonkowe na kolonię wystarczało (i powiedzcie mi jak ja to robiłam, że z tego kieszonkowego przeżyłam tydzień czy dwa na kolonii i jeszcze przywiozłam resztki, z których kupiłam sobie po powrocie spodnie. To naprawdę nie były duże sumy). Zdjęć dowodowych czy innych niestety nie nauczyłam się nigdy robić. 
Dziś bardzo miło wspominam te letnie dyżurowanie, bo tam nauczyłam się kontaktu z klientem, odpowiedzialności za swój kawałek pracy i tego głupiego uczucia jak coś się skopie. 

Truskawkowe pole
Zapach wilgotnej ziemi o świcie i ból pleców po czterech godzinach schylania się. Tak wspominam pracę przy zbieraniu truskawek. Na szczęście płacili za godzinę, a nie na akrod. Czy wiecie, że truskawki kłują? Nie wiem czym i jak, ale zawsze miałam podrażnione ręce. Jechałam na 6 lub 7, wracałam po czterech godzinach. Wytrzymałam z tydzień lub dwa, nie pamiętam nawet, ale po odebraniu pieniędzy jakoś nie chciało mi się tam wracać.
Z owocowych epizodów, zdarzyło mi się także zrywać czereśnie- tam bilans jeszcze gorszy- jeden czy dwa dni. Ale na taniutkie wakacje w domku nad jeziorem wystarczyło.

Baba z targu
W liceum już brak kasy doskwierał szczególnie, bo ileż można prosić mamę o drobne. Pod koniec drugiej klasy, znalazłam sobie pracę na miejskim targowisku, przy sprzedaży odzieży i obuwia. Co weekend wstawałam wcześnie rano, by rozkładać stoisko, wyjmować dziesiątki kartonów z butami i rozwieszać kolejne babcine garsonki. Szły jak świeże bułeczki. Pączek i czarna kawa o poranku już zawsze będzie mi się kojarzyć z targową sobotą. Zrezygnowałam jakoś w październiku, kiedy zaczęło robić się zimno, a przygotowania do matury zaczęły się rozkręcać. 
Praca na targu kojarzy mi się szczególnie miło, bo w którąś sobotę, podczas drogi do domu, takiej brudnej i zmęczonej babie z targu, czyli mi, oświadczył się mój M. 

Hostessa
Wakacje po maturze odpoczywałam, wyjątkowo nigdzie nie pracując. Dopiero we wrześniu podłapałam pracę jako hostessa, dwa tygdonie na popołudniową zmianę. Wciskałam klientom jednego z marketów kartę lojalnościową. Program dopiero wchodził, więc nie było problemu z namawianiem ludzi. Problem był z uzyskaniem kasy za pracę, bo robota załatwiana przez jakiegoś pośrednika i wysyłanie umowy nie wiadomo gdzie. Na szczęście doczekałam się. 
Miałam też króciutki epizod "stania" w sieci drogerii, raz w miesiącu, ale zainteresowanie promocjami było tak małe, że zrezygnowałam po trzech miesiącach. 

9 miesięcy
Od klasy maturalnej miałam swoje pieniądze, bo otrzymywałam rentę rodzinną. Po maturze, wprowadził się do mnie i mojej mamy mój, obecnie, mąż, więc utrzymywaliśmy się bez problemu sami, a rok później wyprowadzaliśmy się "na swoje". Trzeba było poszukać jakiejś konkretnej pracy, bo budowa domku, kredyt i inne atrakcje. Tuż przed końcem pierwszego roku studiów, dostałam pracę w firmie sprzedającej szafy z drzwiami suwanymi, na wymiar. Pracowałam w jednym z salonów, w podpoznańskim Swadzimiu. Dwa, cztery dni w tygodniu po 12 godzin. Za CAŁE 4,97 zł za godzinę. I chociaż Kasa Miła z hali Auchan nadawała mi przez te 12 godzin te swoje "proszę, dziękuję, zabierz swoje artykuły", chociaż wiało chłodem z lodówek z nabiałem, chociaż w upalne lato przez 12 godzin nie zobaczyłam nawet kawałka słońca, to lubiłam tę pracę. Bo siedziałam przez 12 godzin nie robiąc prawie nic. Klientów było bardzo mało. Mieliśmy nawet notować ilu weszło, ilu zadzwoniło, ilu zapytało o ofertę, wzięło katalog czy prosiło o wycenę. Zdarzały się dni, kiedy do salonu nie wszedł nikt. Przez cały dzień, nikt nawet nie zajrzał. A ja siedziałam, czytałam książki, oglądałam seriale i chodziłam na pogaduchy do koleżanki dwa sklepy dalej. Przepracowałam tam 9 miesięcy. 
Później był kolejny, kilkumiesięczny, epizod z targowiskiem i butami, a następnie moje 9 miesięcy w ciąży z Polką. Zupełnie zaplanowane, chociaż nie miałam stałej pracy.

Początkujący marketingowiec
Studia skończyłam już z dzieckiem na ręku. Nie spieszyło mi się do pracy, ale drobne w porteflu na babskie potrzeby lubiłam mieć. Koleżanka z ciążowego forum podesłała mi ofertę pracy w, najmniej lubianym, marketingu szeptanym. Przez portal pośredniczący. Dostawałam zlecenia od różnych firm. Zachwalałam czekoladki, części do maszyn rolniczych, wycieczki do czeskich SPA, ubrania, usługi bankowe i pewnie jeszcze z milion innych rzeczy, czyli byłam spamerem. Łatwość zleceń wykonywanych z pozycji kanapy, tak mi się spodobała, że pisałam tak około dwa lata, nawet gdy miałam już stałą pracę. I to była moja siódma praca, która poniekąd, wpisana w CV, pomogła mi podjąć staż, a później etat w agencji interaktywnej. Ale to już inna, niezbyt miła historia. 

Więc taka ze mnie kobieta pracująca od zawsze. Jakimś cudem udało mi się uniknąć call center, chociaż miałam dwudniową przygodę z rozdawaniem ulotek. Jakimś cudem, po studiach, nie skończyłam w markecie (chociaż nigdy nie wiadomo co będzie dalej) i pracuję w zawodzie. 
A Ty, gdzie zarabiałaś swoje pierwsze pieniądze?

18 komentarzy:

  1. Podoba mi się ta akcja:) Sama chyba napiszę coś o moich zawodowych doświadczeniach. Fajna dawka motywacji, bo chcieć to móc!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja od liceum kelnerowałam :) Dzięki temu zyskałam wiele doświadczeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie kelnerowałam i chyba bym nie umiałam, bo mi wszystko leci z rąk. Podziwiam, bo to pewnie ciężka praca.

      Usuń
  3. Tez pracuje od zawsze i miałam dużo podobnych epizodów do Ciebie :) Też truskawki,hostessa,sklep i właśnie planuje powrót na studia też już z dzieckiem :) zamiast czereśni kiedyś jeszcze zbieralam wiśnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm u mnie tych prac trochę by się nazbierało - musiałabym wybrać te "kolorowsze" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tak patrzę po wpisach z tej serii, to chyba większość z nas ma za sobą pracę hostessy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak :) To w końcu jedno z łatwiejszych zadań :P

      Usuń
  6. Świetny post, lubię czytać ten cykl na różnych blogach. może kiedyś pokuszę się o własny, tylko nie wiem czy miałam aż tyle prac :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedyś byłam ratowniczką nad jeziorem, słońce, relaks, piękne czasy, pieniądze małe, ale w okresie licealnym wystarczały. Na studiach trochę prac przy zbiorach za granicą, zdarzyło się mi malować domy w Norwegii. Teraz pracuję z dziećmi i nie mogłabym być bardziej zadowolona ze swojej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe masz doświadczenia. Ratownik i malowanie domów- fajnie :)

      Usuń
  8. Zawsze pracowałam w edukacji. Najpierw jako wykładowca, potem nauczyciel w sp, przedszkolanka i pedagog szkolny. Jeszcze krótko w domu pomocy społecznej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pracowałam w barze, później w biurze rachunkowym i specjalnym ośrodku;) teraz jestem na etapie poszukiwań i nie mam pojęcia gdzie trafię :)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami swoją opinią :)

Copyright © domatorka.blog , Blogger