×

Mama wraca do pracy... Plus czy minus?



Prędzej czy później, większość mam po urlopie macierzyńskim, czy też po prostu po "odsiedzeniu" w domu jakiegoś czasu, wraca do pracy. Ma to swoje plusy i minusy...


Najpierw plusy, co by za smutno od początku nie było:
+ Cisza. Spokój. Relaks. Tylko stukot biurowej klawiatury i rozmowy z koleżankami z pokoju. No chyba, że pracujesz na wielkiej hali magazynowej czy na kasie w markecie, ale mój mąż i tak twierdzi, że woli dźwięk swoich fabrycznych maszyn (i przy nich zaśnie), niż nocny polciowy ryk.W pracy ewidentnie odpoczywam, wyłączam tryb "mama", włączam tryb "pracownik" i nie obchodzi mnie prawie nic, co się dzieje w domu.
+ Wychodzisz do ludzi. Do prawdziwych, DOROSŁYCH ludzi! Dosyć gadania tylko o kupkach, zabawkach i odpowiadania na sto pytań "a co tooo? pokaż?" Za towarzysza masz rozumne osoby, a nie tylko kilkumiesięczniaka, czerwonego Elmo z telewizora i Misia Tulisia.
+ Gotówka. Kasa. Mamonaaaaaa. O tak. Ja przed ciążą nie pracowałam legalnie, więc nie miałam świadczeń macierzyńskich. Pójście do pracy to więc przypływ potrzebnej gotówki. Teraz z zakupów nie wracam tylko z dziecięcymi gadżetami, nie mam też wyrzutów sumienia, gdy obkupię tylko siebie.
+ Zamieniasz szary dres na "wyjściowy" ubiór. Zaczynasz o siebie dbać nie tylko od święta. Bo teraz będzie Cię oglądać więcej ludzi, niż tylko obśliniony bobas i to z perspektywy podłogi. 
+ Samorealizacja. Mówi Ci to coś? Samo... Nie realizujesz potrzeb fizjologicznych i poznawczych wyłącznie dziecka, ale realizujesz swoje, te wyższego rzędu. Taak, w końcu.

Tak do końca różowo to nie jest:
- Tęsknota. Smutne oczka wlepione w Ciebie, gdy przekraczasz próg domu i zamykasz drzwi. Słodkie "Mamo, nie idź dzisiaj do pracyyy" wołane tęsknym głosikiem o 5 nad ranem.To uczucie, gdzieś w środku dziwna klucha (z każdym dniem coraz mniejsza na szczęście), zastanawianie się co robi Twoja Kluska, gdy Ty "tak świetnie się bawisz". Wynagradza to wszystko kolejne słodkie "Mamooo" i skok wprost w Twoje ramiona, gdy wracasz z pracy.
- Syndrom kukułczej mamy. Czyli zaczynasz podrzucać dziecko. A to do teściowej, a to do mamy (o ile masz tyle szczęścia co ja i niepracujące babcie), a to żłobka. Zaczynają sypać się ustalone schematy, babcie popełniają pełne miłości drobne grzeszki, a w żłobku dziecię łapie swój pierwszy poważny katar.
- Zaczynasz cierpieć na brak czasu. I to chroniczny. Teraz w ciągu 24 godzin musisz odbębnić nie tylko standardowe pranie, obiad i sprzątanie, pobyć z dzieckiem, z mężem, pracować i jeszcze znaleźć czas na sen. Teraz 8 godzin spędzasz poza domem, a zdalnie z pracy prania nie zrobisz. 
- Przemęczenie. Niestety czego nie zrobisz w domu w dzień, nadrabiasz często wieczorem. Do tego praca, nawet biurowa, to przecież nie sielanka, więc zmęczenie rośnie. Wstawać trzeba wcześnie, kładziesz się późno. Pół biedy jak dojeżdżasz komunikacją publiczną, jak ja- zawsze odsypiam jeszcze pół godziny w pociągu. 
Stres. W domową sielankę zaczynają pakować się zakłócenia. Pośpiech, próba upchnięcia wszystkiego w czasie, zmęczenie, czasem problemy w pracy. Kumuluje się to wszystko, wywołuje stres, który niekiedy przenosi się na Twoją rodzinę.

Pięć plusów, pięć minusów. Chociaż pewnie można by obydwu wymienić ciut więcej.
Pracująca mama to układ nie tylko różowy, ale też nie do końca ponury. I mówię to ja- mama pracująca na pełen etat od ponad roku, dojeżdżająca- niegdyś tylko pociągiem, dziś jeszcze tramwajem i autobusem. Czasem nie ma mnie w domu nawet 12 godzin, czasem jestem tak zmęczona, że zasypiam razem z Polką o godzinie 20.30, czasem brudne pranie piętrzy się po sufit. Codziennie wstaję o 5.30, codziennie walczę z czasem by zdążyć na autobus, codziennie zmagam się ze zmęczeniem. ALE: codziennie dostaję porcję satysfakcji, codziennie doceniam każdą chwilę, codziennie staję się lepszą organizatorką...
Da się pogodzić macierzyństwo z pracą i dziecko czy rodzina wcale nie muszą na tym tracić. W naszym przypadku zacieśniły się polciowe relacje z tatusiem, Pola stała się bardziej samodzielna, ja zorganizowana (chociaż nie zawsze mi to wychodzi).

Trzy magiczne O, trzy małe porady, jak to wszystko Ogarnąć :)

* Organizuj. Przede wszystkim czas. Domowe obowiązki rozpisz na cały tydzień, codziennie rób coś, po trochu, nie wszystko na raz. Znajdziesz dzięki temu czas także dla rodziny i dla siebie. Warto zainwestować w dobry kalendarz, rozpisać sobie wszystko. Nie musisz wypełniać zadań co do punktu, ale warto kierować się taką listą.
* Oszczędzaj. Przede wszystkim czas :) Wiele rzeczy można zrobić szybciej i prościej. W weekend warto wyłączyć zjadacze czasu, być zwyczajnie offline, z rodziną.
* Odpuść. Ale nigdy wspólny czas! Nic się nie stanie, gdy naczynia pomoczą się w zlewie o jeden dzień dłużej niż potrzebują. Ulegnij czasem dziecięcym prośbom i weź urlop na żądanie, by po prostu pobyć razem. 

18 komentarzy:

  1. Oj ale jesteś dzielna,ja chciałabym z jednej strony już się wyrwać ale z drugiej chyba jeszcze nie jestem gotowa.narazie moje potrzeby z okienkowym na świat są zaspokajane przez mojego bloga i nowe osoby którę poznaje dzięki niemu.tęsknie oczywiście za moim kosmetycznym światem ale on może jeszcze poczekać:) mam jego namiastkę w sieci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam dzielna, kwestia przyzwyczajenia i tyle. Teraz mały sukces, bo od zeszłego tygodnia 2 dni mogę pracować zdalnie z domu :)

      Usuń
  2. Warto wrócić do pracy (ja wróciłam kiedy starszy syn skończył 5 miesięcy, młodszy 8 miesięcy - nie było wyjścia).
    Pierwszy powrót bardzo przeżyłam, ale wszystko się ułożyło, choć początki były trudne. Jeśli tylko jest sprawdzona opieka dla dzieci (a z tym bywa największy problem), myślę, że warto wrócić. Dzieci szybko przystosowują się do nowych sytuacji, a rodzic potrzebuje też funkcjonować w "świecie dorosłych". Choć oczywiście wszystko zależy od indywidualnych układów w rodzinie. Pozdrawiam ciepło (i zapraszam "do mnie") :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie powrót nie był trudny, bo najpierw pracowałam w domu (w sumie odkąd Pola skończyła 5 miesięcy), później na staż na 3 miesiące, więc na 4-6 godzin dziennie, a dopiero później, jak miała 1,5 roku na cały etat. Trudno było mi od początku tego roku, bo z dojazdami nie ma mnie po 10-12 godzin dziennie

      Usuń
  3. Jeśli w pracy ma się spokój, cisze, relaks, a nie szkolny zgiełk ( jak ja nauczyciel- brak czasu nawet na toaletę, o obiedzie nie wspominając, do tego ciągłe rozwiązywanie problemów wychowawczych cudzych dzieci) to rzeczywiście można za pracą zatęsknić i gnać do niej żeby się tylko nie spóźnić ;) Póki co, mam swój domowy zgiełk i jest mi z nim dobrze. Polcia też nie narzeka, dlatego pobędziemy sobie razem przez trzy lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kto lubi. Jak możesz sobie pozwolić i chcesz, to jak najbardziej- zostań z Polcią w domu :) Ja mam ciszę i spokój. A może skoro tyle wad Twojej pracy, warto zmienić na inną?

      Usuń
  4. I mnie to czeka niedługo ale jestem pozytywnie nastawiona i wiem ze mi się uda tak jak wam ;-)
    Basia.P

    OdpowiedzUsuń
  5. O rety, mnie to czeka w kwietniu. Jeszcze nie wiem jak to zrobię- Kropka do żłobka, Młody do przedszkola.. nawet nie mam pojęcia ileż to wszystko kosztuje i czy tej pensji starczy! Ale jakby nie było - i tak myślę, że warto w koncu wyjść do ludzi i zacząć trochę więcej myśleć o sobie. Chociaż żal mi będzie też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jest trochę żal. Wiadomo- wiąże się to z rozłąką. Ale za rok, dwa czy pięć będzie to równie trudne jak dziś

      Usuń
  6. Ja się cieszę, że nie musiałam teraz wracać. I ze względu na brak bliskiej rodziny w okolicy muszę wymyślić, jak to zrobić, żeby dorobić w domu odpowiednio. A wrócę do pracy prawdziwej dopiero jak Maluchy pójdą do przedszkola :D Przynajmniej na razie taki jest plan :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam taki plan- pójść do pracy jak Polka skończy 3 lata. Los jednak często te plany zmienia :) No i sama chciałam "wyjść do ludzi"

      Usuń
    2. Jak się ma możliwość i kogoś zaufanego do dziecka, to troszkę inaczej. Poza tym u nas już będzie dwójka :D No i zarabiać i tak będę musiała...

      Usuń
  7. Też nie miałam luksusu świadczeń, ostatnie zlecenie kilka dni przed porodem, pierwsze po mniej więcej 1,5 miesiącu od urodzenia małej (byłoby wcześniej, ale utknęłyśmy w szpitalu). Podrzucanie mam we krwi, ale to raczej pochodna moich poglądów. Jestem wyznawcą rodziny wielopokoleniowej, chowania się dziadków, wnuków i rodziców w jednym domu, wraz ze wszystkimi wadami. Zalet jest chyba jednak więcej, bo mam mnóstwo czasu tylko dla siebie, mogę bez problemu wyjechać, dziecko nie miało lęków separacyjnych i nie boi się obcych. Praca w domu też ma wiele zalet, choć czasem tęsknię za stukotem klawiatury wśród dorosłych ludzi. A potem sobie przypominam, że w żadnej z takich prac nie wytrzymałam dłużej niż rok, tak mnie atmosfera wkurzała. I stres wykańczał psychicznie. Chyba jestem skazana na freelance ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam w biurze, oprócz mnie, dwie fajne dziewczyny, a szefowa tylko wpada i wypada :) Więc luz, atmosfera super :) Teraz 2 dni pracuję z domu i szczerze mówiąc nie mogę się zorganizować :)

      Usuń
  8. Bardzo dobry tekst :)
    Ja na razie o tym nie myślę, ale jak bedzie potrzeba to wrócę tu i przeczytam jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuje Ci :) nie wiem w sumie co jest źródłem mojego lęku, rozłąka? Długa przerwa (cała ciąża plus rok)? A może strach, że Chibi bardziej pokocha babcie? No cóż, za tydzień odkryje jak to jest z autopsji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chibi na pewno lepiej niż dotychczas będzie dogadywać się z babcią, ale z pewnością o mamie nie zapomni :) Nie ma się czego bać, bo dziecko wyczuje nasz lęk

      Usuń

Podziel się z nami swoją opinią :)

Copyright © domatorka.blog , Blogger